Małgorzata Mesjasz: Dwa lata bez żółtej kartki? To rzeczywiście trochę dziwne

  • – Spotkałam się z krytyką braku agresywnej gry z mojej strony – mówi w rozmowie z Kobiece 442 kapitan AZS PWSZ Wałbrzych, Małgorzata Mesjasz. Z reprezentantką Polski rozmawiamy m.in. o tym, jak to jest być obrońcą, który praktycznie nie otrzymuje żółtych kartek, a także o niedoszłym transferze do Górnika Łęczna. 

Ta rozmowa nie zacznie się zbyt taktownie. Masz 21 lat i ponad sto występów na szczeblu Ekstraligi. Może zabrzmi to trywialnie, ale – jak się to robi?

Nie ukrywam, że taka liczba występów bardzo mnie cieszy. Najważniejszym aspektem, aby to osiągnąć, było zdrowie. W sporcie bez niego nie można zdobyć wiele. Ogromny wpływ miała też moja dyspozycja i to, że w poszczególnych klubach trenerzy, pomimo mojego młodego wieku, nie bali się na mnie postawić.

Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z piłką nożną?

Już od najmłodszych lat kopałam piłkę z bratem i innymi chłopakami. Rozgrywaliśmy mecze przed blokiem. Przyszedł jednak dzień, kiedy dostałam zaproszenie na trening w drużynie piłkarskiej, w której występowała większość moich kolegów. Miałam wtedy osiem lat i stałam się częścią tamtej ekipy.

Po latach, bo od sezonu 2014/2015 trafiłaś do zespołu, w którym grasz do dziś i którego jesteś kapitanem, a więc AZS PWSZ Wałbrzych. Szybko wyrobiłaś sobie pozycję i wyrosłaś na jedną z najlepszych stoperek Ekstraligi. Jak doszłaś do tego w tak krótkim czasie?

Znajomi często powtarzają, że jestem bardzo pracowita. Może coś w tym jest? Jeśli postawię sobie jakiś cel, to staram się go w pełni realizować. Tak samo było w tym przypadku. Jednak to, że mi się udało, jest również zasługą moich koleżanek z drużyny, bo bez nich, nie osiągnęłabym nic.

Obrońcy często grają agresywnie. Ty jesteś tego przeciwieństwem, bo oglądasz bardzo mało żółtych kartek. Zanotowałaś nawet rekordowy okres dwóch lat bez kartonika. Dla wielu wydaje się to wręcz niemożliwe. Jak więc ci się to udaje?

Musze przyznać, że to rzeczywiście trochę dziwne jak na obrońcę. Spotkałam się nawet z krytyką braku agresywnej gry z mojej strony. Ja jednak nie czuję się z tym źle i cieszę się, że zachowuję czyste konto, że nie dostaję tych kartek.

Na pewno jest w tym odrobina szczęścia i wyrozumiałości ze strony sędziów. Zawsze staram się za wszelką cenę czysto odebrać piłkę rywalce. Uważam, żeby nie popełnić faulu, bo na mojej pozycji każde przewinienie może skończyć się bramką dla drużyny przeciwnej.

Oprócz tego, że świetnie spisujesz się w defensywie, często strzelasz też gole, co również nie jest typowe dla środkowych obrońców. Jak więc scharakteryzowałabyś swój styl gry?

Kiedyś ktoś powiedział, że piłka po prostu szuka mnie w polu karnym. Najwidoczniej tak właśnie jest, bo nie ukrywam, że bardzo lubię strzelać bramki.

Przed startem obecnego sezonu sporo mówiło się o Twoim transferze do drużyny mistrza Polski, Górnika Łęczna. 

Nie jest tajemnicą, że rozmowy rzeczywiście były.

Dlaczego więc nie zdecydowałaś się na zmianę barw klubowych?

Głównym powodem, dla którego zostałam w Wałbrzychu, jest ostatni rok studiów, jaki mi został. Wychodzę z założenia, że moja przygoda z piłką nie będzie trwała wiecznie, a wykształcenie przyda mi się do końca życia. To przeważyło szalę na korzyść dalszej gry w AZS PWSZ.

46823346_264206560862445_6635332809957310464_n

Aktualnie jesteście czwartą siłą w Polsce. Czego, według Ciebie, brakuje Wam do tej ścisłej czołówki?

Mamy młody zespół, który w takim zestawieniu, jak teraz, gra dopiero pierwszą rundę. Myślę, że potrzebujemy czasu, by lepiej się zgrać, bo zaangażowania nam nie brakuje. Tracimy jedynie trzy punkty do miejsca na podium, co z pewnością możemy odrobić.

Jakie stawiacie sobie cele na ten sezon?

Mamy ambicję, by na jego koniec być w pierwszej trójce. Chcemy też wystrzegać się błędów, jakimi byłaby strata punktów z niżej notowanymi zespołami.

Twoja dobra gra w klubie owocuje powołaniami do reprezentacji Polski. Seniorska kadra niestety wciąż ma problem z awansem do wielkich imprez. W czym, według Ciebie, tkwi problem naszej reprezentacji?

Problem to może za duże słowo. Wydaje mi się, że w naszych głowach wciąż jest jakaś blokada, z którą trener Miłosz Stępiński stara się cały czas walczyć. Nikt nie jest idealny i każdy popełnia błędy, a ten kto robi ich mniej, wygrywa. Daną drużynę poznaje się po tym, jak wychodzi z kryzysowych sytuacji, a nasza reprezentacja jest na dobrej drodze, by iść w coraz lepszym kierunku. Mamy jasny cel, jakim jest awans na mistrzostwa Europy i postaramy się go zrealizować.

Planujesz kiedyś zamienić polskie boiska na zagraniczne? 

Oczywiście chciałabym grać za granicą, ale czas pokaże, czy mi się uda. Najbliższe pół roku na pewno spędzę w Wałbrzychu, a gdzie znajdę się później? Zobaczymy.

Jaka liga byłaby dla Ciebie najbardziej atrakcyjna pod kątem dalszego rozwoju? 

Od dłuższego czas podoba mi się liga angielska, ale być może wynika to z zamiłowania do męskiej Premier League. Poza tymi rozgrywkami, widziałabym się też w niemieckiej Bundeslidze.

Fot. 1. walbrzych24.com

Fot. 2. AZS PWSZ Wałbrzych

Kinga Szemik: Wierzę, że osiągnę taki poziom, że powołanie do reprezentacji dostanę niezależnie od tego, jak daleko będę

  • O tym, dlaczego zdecydowała się na wyjazd do USA, czym tamtejsza liga uniwersytecka różni się od Ekstraligi, a także, jakie są różnice między tymi rozgrywkami, rozmawiamy z Kingą Szemik, bramkarką Texas Rio Grande Valley.

Po zdobyciu mistrzostwa Europy do lat 17 zdecydowałaś się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych. Pamiętasz jeszcze swoje pierwsze dni w USA? Co wtedy czułaś?

Pamiętam je bardzo dobrze, towarzyszyło mi bardzo dużo uczuć. Z jednej strony byłam podekscytowana nowym rozdziałem, jaki właśnie miałam zacząć, a z drugiej ciągle towarzyszył mi smutek z powodu wyjazdu z kraju, tak daleko od rodziny i wszystkich znajomych. Wiadomo, że człowiek zawsze boi się tego, czego nie zna. Za każdym razem kiedy jakieś uczucie niepewności wkradało się do mojej głowy, przypominałam sobie jednak drogę, jaką musiałam przebyć, żeby się tutaj znaleźć.

Dlaczego właściwie wyjechałaś? Co zaważyło na tej decyzji?

Głównym powodem wyjazdu do Stanów była możliwość łączenia sportu z nauką. Zdawałam sobie sprawę, że nie będę grać w piłkę całe życie, więc muszę do tego podejść racjonalnie. Bardzo fascynuję się psychologią, więc byłam bardzo szczęśliwa, że będę mogła skupić się na swoim kierunku i nie będę musiała rezygnować przez to z piłki.

Poza tym, wyjazd na drugi koniec świata, do zupełnie nieznanego miejsca i ludzi, wydawał się dla mnie dużym wyzwaniem, a ja lubię wyzwania. W takich momentach, jeśli tylko podejdzie się do tego z otwartym umysłem, człowiek najbardziej się rozwija.

W Polsce reprezentowałaś barwy żywieckiego Mitechu. Po przyjeździe do Stanów zauważyłaś jakąś wielką przepaść w porównaniu do rodzimych rozgrywek?

Sama struktura rozgrywek jest tutaj zupełnie inna. Sezon trwa tylko jesienią, ale gramy dwa mecze tygodniowo, w piątek i niedzielę. Trzeba naprawdę bardzo dbać o siebie, regenerować się, żeby nie narazić się na żadne kontuzje.

CZYTAJ TEŻ: Jak FIFA chce rozwijać kobiecy futbol? Jest szansa na zmiany w Polsce?

Jedną z największych przepaści między polską, a amerykańską, ligą jest zaplecze i opieka, jakie posiadają uniwersytety w Stanach. Pełny sztab szkoleniowy, sztab medyczny, dostęp do sprzętu rehabilitacyjnego, odnowy biologicznej, a to wszystko na terenie kampusu.

Jeśli chodzi o piłkę samą w sobie, to na pewno kładzie się tutaj większy nacisk na przygotowanie siłowe i kondycyjne – pełen profesjonalizm na każdej płaszczyźnie.

Czym amerykański futbol, a właściwie, soccer, różni się od europejskiej piłki?

Nie wydaję mi się, żeby jakoś znacząco się czymś różnił. Może jest trochę bardziej atletyczny, chociaż najlepsze kluby europejskie mają teraz podobny tryb funkcjonowania. Wydaje mi się, że dużą różnicą jest natomiast fakt, że w Stanach dziewczynki grają w piłkę dosłownie wszędzie. Od najmłodszych lat mamy sekcje dziewczęce, drużyny, rozgrywki i dzięki temu to ewoluuje.

Nie chciałaś nigdy spróbować swoich sił w Europie?

Nigdy tego nie skreślałam, ale nie myślałam też o tym bardzo poważnie, bo już od drugiej klasy liceum przygotowywałam się do wyjazdu do Stanów. Może przyjdzie taki moment kiedy zdecyduje się wrócić do Europy i tam grać. Nigdy nie wiadomo, jakie okazje do rozwoju mogą stanąć ci na drodze.

Obecnie grasz w drużynie uniwersyteckiej, Texas Rio Grande Valley. Jak można porównać poziom tych rozgrywek do Ekstraligi?

To zależy, z kim się gra. Są w tej lidze takie drużyny, które naprawdę świetnie operują piłką. Grają bardzo dobrze taktycznie i mają bardzo dobre zawodniczki. Są też takie, które dopiero raczkują, jeśli chodzi o przemyślaną grę. Mamy możliwość mierzenia się z tymi z najwyższej półki, jak i z tymi dopiero rozwijającymi się.

Chodzisz czasem na mecze NWSL lub amerykańskiej kadry?

Zdarza mi się chodzić na mecze NWSL, ale sporadycznie. Mam bardzo dużo obowiązków, a podczas trwania sezonu, naprawdę nie ma na nic czasu.

Grę w piłkę łączysz ze studiami. W Stanach te dwie rzeczy jest pogodzić łatwiej niż w Polsce?

Zdecydowanie. Tutaj te dwie płaszczyzny ze sobą współgrają. Nie ma możliwości, że coś dzieje się kosztem czegoś. Jeśli masz problemy na studiach, to są osoby, które mają Ci pomóc. Kiedy profesor wie, że jesteś na wyjeździe z powodu rozgrywek, nie wyciąga żadnych konsekwencji, a wręcz przeciwnie, jest po to, żeby ci pomóc.

W październiku byłaś na zgrupowaniu reprezentacji Polski. Wystąpiłaś nawet w wygranym meczu z Estonią. Jak czułaś się na boisku w biało-czerwonych barwach?

Możliwość reprezentowania kraju jest wielkim honorem i wyróżnieniem. Cieszę się, że mogłam tam być. Na pewno jest to wynagrodzenie za moją ciężką pracę, które daje mi dużo motywacji do działania.

Nie boisz się, że z powodu gry za oceanem szanse na reprezentowanie kraju będziesz dostawała rzadko?

Nie myślę o tym w taki sposób. Przyjazd tutaj był moją świadomą decyzją. Zawsze będą jakieś plusy i minusy. Nie patrzę na swoje decyzje krótkowzrocznie. Mam w głowie swój plan i swoje cele. Skupiam się na tym, żeby stawać się lepszą piłkarką i rozwijać się jako osoba. Wierzę, że w odpowiednim momencie osiągnę taki poziom, że dostanę powołanie niezależnie od tego, jak daleko będę.

Chciałabyś kiedyś wrócić do Polski, do Ekstraligi?

Może pewnego dnia tak się stanie. Niczego nie wykluczam, ale na ten moment mam inne cele.

Fot. Archiwum prywatne Kingi Szemik

Bramkarka Polonii Poznań: Staramy się nie załamywać. Przygotowujemy się do kolejnych meczów

  • Ciężko jest nam w stu procentach skupić się na grze, gdy słyszymy, że nie jest pewne, czy nadal będziemy mogły grać w Ekstralidze. Staramy się jednak nie załamywać – mówi o problemach Polonii Poznań bramkarka tej drużyny, Katarzyna Siejka. Z zawodniczką rozmawiamy nie tylko o finansach i pozycji klubu w tabeli, ale i o kontuzjach, jakie dotknęły ekipę. 

Po debiucie w Ekstralidze w jednej z pomeczowych wypowiedzi stwierdziłaś, że jest to spełnienie waszych marzeń. Teraz, patrząc na sytuację Polonii, zarówno w tabeli, gdzie zajmujecie ostatnią pozycję, jak i tę finansową można chyba powiedzieć, że te marzenia prysły?

Myślę, że raczej zderzyłyśmy się z realiami. Między pierwszą ligą, a Ekstraligą jest spory przeskok, zawodniczki są lepiej przygotowane fizycznie, technicznie i taktycznie. Jesteśmy młodą drużyną i wiele musimy się jeszcze nauczyć. Dopóki jednak piłka jest w grze, wszystko może się zdarzyć. Sezon wciąż trwa i, pomimo słabszych wyników, wierzymy, że możemy zdobyć punkty i utrzymać się w Ekstralidze. Z każdego meczu wyciągamy wnioski, a na treningach pracujemy bardzo ciężko. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie będzie łatwo, ale nie zamierzamy się poddawać.

Wydaje się, że po awansie do najwyższej klasy rozgrywkowej, zarówno w klubie, jak i Poznaniu, radości nie było końca. Co zmieniło się przez te kilka miesięcy?

Przede wszystkim zmienił się skład osobowy drużyny. Kilka podstawowych, a zarazem doświadczonych, zawodniczek zakończyło kariery. Można powiedzieć, że w pewnym sensie musiałyśmy zbudować zespół na nowo. Brakuje nam doświadczonych piłkarek, które mogłyby w trudnym momencie wziąć na siebie ciężar gry.

Wróćmy do problemów finansowych, z jakimi zmaga się Polonia. Jak one wpływają na was, jako na zawodniczki tego klubu?

Zła sytuacja finansowa drużyny zawsze martwi. Ciężko jest nam w stu procentach skupić się na grze, gdy słyszymy, że nie jest pewne, czy nadal będziemy mogły grać w Ekstralidze. Staramy się jednak nie załamywać. Mamy nadzieję, że, mimo iż piłka nożna kobiet nie jest tak medialna, jak męski futbol, to uda nam się znaleźć środki na to, by pozostać w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Dwie kolejki temu nie pojechałyście na wyjazdowe spotkanie z katowicką Gieksą. Rozegrałyście jednak dwa kolejne, domowe, mecze z Górnikiem Łęczna i Czarnymi Sosnowiec. Jaka jest w tej chwili wasza sytuacja? Wiecie już, czy w najbliższy weekend zagracie w Białej Podlaskiej?

Bardzo żałujemy, że mecz z Gieksą nie doszedł do skutku. Na tę chwilę mamy informację, że pojedziemy do Białej Podlaskiej i rozegramy spotkanie z AZS-em. Przygotowujemy się do tego meczu i zrobimy wszystko, by pokazać się w nim z jak najlepszej strony.

Oprócz problemów finansowych, dochodzą też kontuzje. Urazy w waszej ekipie mają Paulina Bączek i Patrycja Ziejka. Pieniądze na ich leczenie zbieracie w internecie.

Zarówno Paulina, jak i Patrycja są dla naszej ekipy bardzo ważne. Mimo że dołączyły do nas w trakcie ostatniego okienka transferowego, już zdążyły bardzo dobrze wkomponować się w drużynę i zyskać uznanie nie tylko na boisku, ale i w szatni. Niestety jednak są rzeczy, których nie da się przeskoczyć ambicją, a tej żadnej z nich nie brakuje.

Koszty powrotu dziewczyn do zdrowia są duże, a my jako drużyna chcemy, by wróciły na murawę jak najszybciej. Stąd też pomysł na zbiórkę pieniędzy w internecie. Wierzymy, że znajdą się ludzie, którzy będą chcieli pomóc. Jeśli nawet kilka osób wykona taki niewielki gest, może się to przerodzić w coś naprawdę dużego.

Jakiego wsparcia oczekujecie w kontekście dalszej walki w Ekstralidze?

Liczymy przede wszystkim na wsparcie kibiców, bo nie ma co ukrywać, że bez nich sport by nie istniał. Zawsze gra się dużo lepiej, gdy na trybunach są ludzie, którzy nas wspierają i mocno dopingują. Wiemy, że są fani, którzy starają się być na każdym meczu i motywować nas swoimi komentarzami, czy po prostu obecnością. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczne, bo są naszym 12-tym zawodnikiem.

Przed startem sezonu furorę w internecie zrobiła wasza kampania, „Trzeba Mieć Jaja”. Czy pomimo problemów Polonii, przyniosła ona efekt w postaci większego zainteresowania nie tyle ze strony władz, co właśnie kibiców?  

Akcja miała zwrócić uwagę na to, że kobiety również grają w piłkę nożną. Niestety, w Polsce jest duża dysproporcja pomiędzy zainteresowaniem futbolem kobiet, a mężczyzn. Ilość nowopowstałych klubów pokazuje jednak, że ten sport przyciąga coraz więcej dziewczyn. Akcja rzeczywiście odbiła się szerokim echem w internecie i myślę, że to świadczy o tym, iż, przynajmniej w jakimś stopniu, zrealizowałyśmy swój cel.

Fot. Wojciech Budzyk/budzikpoznanski.pl 

Fot. 2. TS Polonia Poznań